O odcięciu pępowiny pięknie mówi ksiądz Dziewiecki (dla mnie to „ksiądz z kosmosu” 🙂 I stwierdzam to ja, człowiek ponad religijnymi podziałami):
– Mam wrażenie, że moja mama ciągle nie odcięła pępowiny. Mam trzydzieści kilka lat, a ona chce, abym ciągle była blisko niej. Proszę księdza, czy to może mieć wpływ na moje życie, mimo że jestem samodzielna? Mama byłaby szczęśliwa, gdybym była obok, a mnie to męczy – zapytała mnie pewna kobieta.
– Dobrze, że cię to męczy. To znaczy, że zdrowo reagujesz! – odpowiedziałem.
Pamiętajmy najpierw zasadę: miłość rodzicielska – jeśli jest dojrzała – jest najbardziej bezinteresowną miłością we wszechświecie. Bo miłość małżeńska to: ja kocham ciebie, ty kochasz mnie. Natomiast miłość rodzicielska ma być kompletnie bezinteresowna. Rodzice mają was przyjąć z miłością, czyli kochać, wychować i puścić.
Jeśli nie przyjmują z miłością, to krzywdzą was, bo wręcz ślubowali, że przyjmą z miłością.
Jeśli nie wychowują, też krzywdzą, ale możecie się sami wychować w fajnych grupach.
I jeśli nie chcą puścić, krzywdzą was. I siebie też, bo się łudzą, że jak zostaniecie z nimi, to będą szczęśliwi. Nie będą szczęśliwi.
Mogą być szczęśliwi tylko wtedy, kiedy oni się nawzajem kochają, a nie gdy wy jesteście przy nich. Wy ich nie uratujecie przed nimi samymi i przed współmałżonkiem. To nie jest wasze zadanie. Nie jesteście po to, aby ratować rodziców. Jesteście po to, aby założyć szczęśliwe WŁASNE rodziny.
Jeżeli mama lub tata próbują was trzymać, podporządkować sobie, STANOWCZO powiedzcie NIE:
“Mamo, tato, ja nie jestem twoją własnością, nie jestem twoją emeryturą, nie jestem domem starców i opieki, ani pielęgniarką. Jestem po to, abyście mnie przyjęli z miłością, wychowali i puścili”.
Jest sakrament małżeństwa, nie ma sakramentu rodzicielstwa. Więc bądźcie twardzi.
Czasami ma sens powiedzieć tak twardo rodzicom to, co tu teraz mówię. Czasami, jeśli są tak emocjonalni czy niedojrzali, że żaden argument nie działa, to nie ma co mówić, tylko się dystansować. Robić swoje.
Wy jesteście po to, żeby założyć własną rodzinę, żeby pokochać kogoś obcego, męża, żonę, bardziej nawet niż rodziców. Bardziej, niż rodziców. Tylko wtedy możecie być szczęśliwi.
A jeśli rodzice za mało się kochają nawzajem, to powiedzcie im:
– “Mamo, tato, jeśli chcecie być szczęśliwi to kochajcie się bardziej nawzajem, rozumiejcie się, przebaczcie sobie, pojednajcie się”.
A jeśli oni nie dają rady? To będą cierpieć. Co ja wam poradzę… To co ja wam wtedy poradzę…
Nie jesteście ratownikami waszych rodziców. Nie dajecie się w taką rolę wplątać. Bo rodzicom nie pomożecie, a sobie zniszczycie życie. Więc bądźcie tu bardzo spokojni w sumieniu.
Szanujcie rodziców, jak mówi czwarte przykazanie, ale nie podporządkowujcie się im, tylko idźcie własną drogą.
I kiedy już pójdziecie własną drogą, a potem mama lub tata mówią “Opiekuj się mną”, i miałoby to być kosztem żony, męża czy dzieci, powiedzcie:
– “Mamo i tato, a coście zrobili w dniu mojego ślubu? Pobłogosławiliście mi. Powiedzieliście mi, publicznie, przy świadkach, że na tej nowej drodze, na której ktoś obcy stał się dla mnie ważniejszy, niż wy, wy mi błogosławicie”.
Co to znaczy? Rodzice publicznie się zobowiązali, oświadczyli, że się godzą na to, że dla was, dla syna/córki, żona/mąż jest od tego dnia ważniejsza/ważniejszy, niż oni, wasi rodzice. Błogosławieństwo z ich strony to właśnie oznaczało:
– “My, rodzice zostajemy w tle. I możesz nas wspierać na tyle, na ile nie będzie to naruszać twojego małżeństwa i twojej rodziny. A jeśli będzie naruszać, to zapłacisz za nas, jak będziesz mógł, pielęgniarkę, załatwisz zrobienie zakupów, co jakiś czas nas odwiedzisz, ale nie będziesz naszym służącym/służącą, bo to by naruszało twoją podstawową więź”.
Jakiś mężczyzna powiedział mi:
– Proszę księdza, mam mamę, już samotna, tata zmarł i mama chorowita, i słaba. Ja tam po pracy do niej jeżdżę, robię zakupy i siedzę dwie godziny, nieraz trzy, jak tak sobie trochę popłakuje. Chyba nie ma ksiądz nic przeciwko temu, że kocham moją mamę?
– Nie mam nic przeciwko temu, pod warunkiem, że żonę kochasz bardziej! Że żonę i dzieci kochasz bardziej. Ile czasu poświęcasz w sumie mamie?
– No tak z dojazdem to co najmniej trzy godziny dziennie…
– A ile żonie i dzieciom?
– A no to już mi tam z godzinkę zostaje…
– To dopóki dla żony i dzieci nie będziesz miał przynajmniej dwa razy tyle czasu, co dla mamy, łamiesz przysięgę małżeńską. Możesz kochać mamę nad życie, bylebyś żonę i dzieci kochał co najmniej dwa razy tyle.
Powyższy tekst jest transkryptem słów poniżej: