“Nawet osoby uważane za śmiertelnie chore na raka zdrowieją dzięki relaksacji i medytacji. Simonton wspomina jednak, że muszą one chcieć wydobrzeć.“
Tak pisze pastor Joseph Murphy w szóstym tomie “Wykorzystaj swój potencjał przez potęgę podświadomości”. Książka nosi tytuł “Zdobądź bogactwo i odnieś sukces”, czyli nie zdrowie jej jej tematem, ale w rozdziale piątym, “Cuda zdyscyplinowanej wyobraźni”, autor przywołuje przypadki opisane przez słynnego włoskiego lekarz i cytuje go.
Oto fragment tego rozdziału:
Chciałbym opowiedzieć ci o czymś, co przeczytałem u doktora Carla Simontona, lekarza specjalizującego się w chorobach nowotworowych.
Twierdzi on, że dzięki technikom relaksacji nawet pacjenci uznawani za śmiertelnie chorych odzyskiwali zdrowie, jeżeli naprawdę tego chcieli. Oto, co mówi (podaję tu najważniejsze spostrzeżenia) na temat roli umysłu w terapii antynowotworowej:
“Zapoczątkowałem ten proces [mówi o umyśle] z moim pierwszym pacjentem. Wyjaśniłem swój sposób rozumowania, wykraczający poza leczenie medyczne. Poinformowałem go, że za pomocą wspólnej wizualizacji spróbujemy wpłynąć na chorobę, na raka.
Pacjent miał sześćdziesiąt jeden lat i zaawansowany nowotwór gardła. Nastąpiła u niego znaczna utrata wagi, ledwie przełykał ślinę i nie mógł nic jeść.
Najpierw wyjaśniłem mu, na czym polega jego choroba i jak działa radioterapia, a potem trzy razy dziennie w stanie relaksacji poleciłem mu ją sobie wyobrażać.
Gdybym pokazał wam zdjęcie całkowicie zdrowego gardła, zobaczylibyście idealną strukturę komórek. Chodziło o to, żeby wciąż na nowo wyobrażać sobie ten obraz i uświadamiać, że jest w nas mechanizm obronny, który przywraca gardło do idealnego stanu. (…)
Na moje polecenie pacjent trzy razy dziennie relaksował się i wyobrażał sobie chorobę, leczenie oraz sposób, w jaki jego organizm na nie reagował. Dzięki temu lepiej rozumiał chorobę i był bardziej zaangażowany w cały proces. Wyniki były naprawdę zdumiewające”.
Mówi teraz o wspólnej wizualizacji, polegającej na tym, że lekarz wyobraża sobie idealne gardło i uczy pacjenta, jak robić to samo i uświadomić sobie, że Moc daje mu odpowiedź.
“Kiedy wyjaśniłem kolegom, co robię, zażartowali: <Po co w ogóle włączasz sprzęt?> Odpowiedziałem im: <Za mało jeszcze wiem>.
Terapia trwała półtora roku i po raku w gardle nie ma śladu.
Pacjent ten cierpiał też na artretyzm i wykorzystał ten sam podstawowy proces psychiczny, żeby się go pozbyć. Innymi słowy, wyobrażał sobie, że jest w doskonałym zdrowiu i zajmuje się tym, czym zwykle by się zajmował. Co ty byś robił, gdybyś odzyskał zdrowie? Załóżmy, że jeździłbyś konno albo pływał.
Ten sam mężczyzna od ponad dwudziestu lat był impotentem. Wystarczyło, że przez dziesięć dni relaksował się i wyobrażał sobie rozwiązanie. Teraz utrzymuje, że odbywa stosunek dwa, trzy razy w tygodniu.
Kiedy zadzwonił do mnie i opowiedział mi, jak poradził sobie z tym problemem, poprosiłem go, żeby wyjaśnił mi, jak to zrobił, na wypadek gdybym kiedyś w życiu musiał skorzystać z tej metody”.
Simonton był lekarzem w Travis Air Force Base. Opowiada o pierwszym przypadku, jaki tam leczył. Pacjentem był nawigator bazy. Nie palił, ale cierpiał na raka podniebienia oraz jeszcze rozleglejszy nowotwór w tylnej części gardła.
W wypadku raka podniebienia miał od 20 do 50 procent szans na wyzdrowienie. Jeśli chodzi o raka gardła, wskaźnik ten wynosił od 5 do 40 procent.
Ostatecznie dawano mu jedynie 5 do 10 procent szans, ponieważ dwa rodzaje raka rozwijające się w tym samym czasie zdecydowanie pogarszają sytuację. Simonton mówi:
“Chciałbym podkreślić, że był pacjentem o wyjątkowo pozytywnym nastawieniu, bardzo zaangażowanym w leczenie.
Po tygodniu kuracji guz zaczął się kurczyć. Po czterech tygodniach przestał się rozrastać na owrzodzonym obszarze, czyli tutaj również zachodziła bardzo radykalna reakcja.
Nigdy nie spotkałem się z tak gwałtowną reakcją w przypadku dwóch oddzielnych guzów w tak krótkim czasie.
Po miesiącu było to już łagodnie gojące się, małe owrzodzenie, a mniej więcej po dziesięciu tygodniach podniebienie wyglądało w zasadzie normalnie.
Najpiękniejsze było to, że zmiana w gardle się cofnęła, podobnie jak ta w ustach, i przy rutynowym badaniu nie można było stwierdzić, gdzie umiejscowiony był guz.
Po trzech miesiącach guzy zniknęły całkowicie, co umożliwił pacjentowi powrót do latania i wykonywania zawodu.
autor: Joseph Murphy
fragment: Wykorzystaj swój potencjał przez potęgę podświadomości
Księga 2. Zdobądź bogactwo i odnieś sukces
Tyle Joseph Murphy i Carl Simonton.
Dociekliwy czytelnik musi zadać sobie pewne politycznie niepoprawne pytanie. Koledzy po fachu Simontona wyśmiewają jego eksperymenty i pytają, po co w ogóle stosuje konwencjonalną terapie – może takie pytanie należy zadać na powaznie?
Czy bez radioterapii efekty byłyby równie spektakularne? Czy też wizualizacja była jedynie dodatkiem?
Zwróćmy uwagę, że potem wyleczenie z artretyzmu oraz impotencji nastąpiło, jak się wydaje, bez stosowania żadnych leków.
Przeciwnicy konwencjonalnych metod leczenia i zwolennicy naturalnych terapii z pewnością powiedzieliby, że pacjent “wyzdrowiał pomimo radioterapii”. Ale co w tym dziwnego, skoro:
Wykazano, że praca z wyobraźnią prowadzi do złagodzenia skutków ubocznych leczenia nowotworów, w tym nudności i wymiotów u osób poddanych chemioterapii (Burish, Carey, Krozely i Greco, 1987). http://simonton.pl/mity/
To będzie cyrk, jeśli kiedyś zostanie ostatecznie dowiedzione, że praca z wyobraźnią nie tylko łagodzi skutki uboczne innych metod leczenia, ale i leczy samo schorzenie.
Gdyby kogoś zainteresowała bardziej metoda Carla Simontona, to na zachętę cytat ze strony polskich terapeutów, a potem link do niej. (Myślę, że pomaga on znaleźć odpowiedź na postawione wyżej pytania).
Guzy zmniejszały się jak topniejące „kule śniegu na rozżarzonym piecu”.
Jednym z najlepiej udokumentowanych a zarazem spektakularnych przypadków skuteczności placebo jest przykład pana Wrighta (Klopfer, 1957).
Pan Wright znalazł się pod opieką doktora Philipa Westa w stanie skrajnie zaawansowanego, złośliwego nowotworu układu chłonnego. Węzły chłonne na szyi, we wnękach płuc i pod pachami były tak powiększone, że pan Wright ledwo mógł zaczerpnąć powietrze i spodziewano się, że umrze w ciągu kilku dni.
Jego onkolog – dr West – prowadził wtedy badania nad nowym, a już sławnym lekiem przeciwnowotworowym nazwanym Krebiozen. Mimo, że pan Wright, ze względu na bardzo złą prognozę, nie kwalifikował się do programu badawczego, ze względów humanitarnych i pod wpływem nalegań pacjenta (który bardzo wierzył w nowe „lekarstwo na raka”), dr West postanowił podać lek.
Wyniki przekroczyły najśmielsze oczekiwania – mimo bardzo złego rokowania pacjent został wypisany ze szpitala po dziesięciu dniach bez żadnych oznak choroby nowotworowej.
Takie zjawiska nie zdarzają się onkologom na co dzień. Dlatego dr West rozpoznał szybko pana Wrighta, gdy powrócił on do szpitala kilka miesięcy później, w jeszcze cięższym stanie niż poprzednio, po tym jak przeczytał w prasie negatywne opinie o skuteczności Krebiozenu.
Ponieważ pan Wright był jedyną osobą spośród tysięcy poddanych leczeniu, której Krebiozen pomógł, dr West był przekonany, że to wiara w lek, a nie sam lek, spowodował tak szybką poprawę.
Tym razem zespół leczący powiedział pacjentowi, że poprzednia partia Krebiozenu ulegała z czasem rozkładowi i lada dzień miała być wyprodukowana nowa, wielokrotnie suteczniejsza forma Krebiozenu.
By jeszcze bardziej wzmocnić pozytywne oczekiwanie, codziennie informowano go, że lek już jest prawie gotowy i wkrótce będzie transportem lotniczym przesłany specjalnie dla pana Wrighta.
I faktycznie po paru dniach zespół leczący z fanfarami wkroczył do pokoju pacjenta ku jego wielkiej radości ogłaszając, że lek właśnie nadszedł.
Natychmiast podano mu pierwszą dawkę „udoskonalonego Krebiozenu” – wodę destylowaną (placebo). I znowu nastąpiła radykalna poprawa. W opisie dra Westa guzy zmniejszały się jak topniejące „kule śniegu na rozżarzonym piecu”.
Podano mu tylko wodę destylowaną, a wiara pobudziła tak układ odpornościowy pacjenta, że nowotwór zniknął zupełnie – stopniał jak śnieg pod wpływem gorąca.
Taka jest potęga sił zdrowienia, potęga układu odpornościowego. Taka jest potęga układu odpornościowego każdego z nas.
Powyższy cytat pochodzi ze strony:
http://simonton.pl/terapia-simontonowska-dla-terapeuty/psychoneuroimmunologia/
Jeśli żywisz przekonanie, że pożądana rzecz jest osiągalna, niezależnie od znikomości prawdopodobieństwa, to wtedy i tylko wtedy masz nadzieję. Jest ona matką twego sukcesu, powodzenia, zdrowia i szczęścia.
Jeśli zaś nie żywisz powyższego przekonania, lecz starasz się kierować rachunkiem prawdopodobieństwa, wiedziesz żywot bez-nadziejny.