Polecam ciekawy wykład Ewy Filipkowskiej (twórczyni terapii “Powrót do Portalu Serca”), wygłoszony na Festiwalu Filmów Kontrowersyjnych.
Najlepiej obejrzeć film w całość samodzielnie (zwracając uwagę również na slajdy, które stanowią integralną część prelekcji). Ale gdyby ktoś nie miał możliwości lub spieszyłoby mu się (całość trwa godzinę i dziesięć minut), oto moja próba odpowiedzi na pytanie co z tego wykładu może szczególnie zainteresować czytelników książki Rak Nie Jest Chorobą?
Wypróbowała (prawie) wszystkie metody leczenia
Przede wszystkim dlaczego mielibyśmy słuchać, co Ewa ma do powiedzenia? Bo ma za sobą sukcesy w praktyce 🙂 Chorowała na bardzo ciężką postać atopowego zapalenia skóry. Przez 20 lat próbowała wyleczyć się między innymi następującymi metodami i środkami:
sterydy, maście, odczulanie, antybiotykoterapie, afirmacje i wizualizacje, medytacje, lewatywy, oczyszczanie wątroby, 21 dniowa głodówka na samej wodzie i inne krótsze, sokoterapia, ziołolecznictwo, magnetoterapia, akupresura, akupunktura, pijawki, czakroterapia, technika Silvy, integracja oddechem, NLP, metoda EFT, Zapper, rebirthing, regresing, oczyszczanie organizmu z pasożytów, urynoterapia, metoda dwupunktowa, ssanie oleju, bioenergoterapia, praca z kryształami, oczyszczanie z astrali itp. istot, radykalne wybaczanie, naświetlania, magiczne gadżety mocy oparte na energii kształtu, reiki, homeopatia, medycyna chińska, dieta zasadowa, kuchnia 5 przemian, astrologia, wróżki, jasnowidze, tarot i mnóstwo innych.
Wybierz, czym się kierujesz: strachem czy miłością?
Ewa Filipkowska mówi, że aby polepszyć jakość swojego życia musimy odważyć się robić rzeczy, które czujemy, że chcielibyśmy robić, a których robienia się boimy. Uważam, że warto tę radę wziąć sobie do serca, choćby z dwóch powodów:
- jak pisze Andreas Moritz w książce “Rak nie jest chorobą”: “Podstawową przyczyną raka jest strach”.
- brak odwagi, aby przeżyć życie po swojemu jest jedną z pięciu rzeczy, których ludzie najczęściej żałują na łożu śmierci. Nie bójmy się więc żyć po swojemu, abyśmy – prędzej czy później – znajdując się na łożu śmierci nie musieli żałować, że się baliśmy…
Ewa Filipkowska jako dziecko straszliwie bała się potworów. W pewnym momencie przyszło jej do głowy, ze zamiast uciekać przed nimi lub siedzieć bez snu godzinami w nocy może zaprosić je wszystkie na ucztę. Będą razem śpiewać i tańczyć.
Zrobiła to w wyobraźni, a więc – patrząc z dzisiejszej perspektywy – zdecydowała się nie odrzucać swojej ciemnej strony, zintegrowała swoje emocje. Wtedy strach zniknął. Czy odszedł? Raczej nie. Lepiej powiedzieć, że to, co budziło jej strach rozpadło się, zaś energia, z której było to zbudowane wróciła do niej. I mogła zostać wykorzystana do wspierania tego, co pozytywne (nastąpiła integracja).
Dziwnym trafem mniej więcej tak opisuje proces radzenia sobie z rakiem Andreas Moritz – nie jako walkę z (wyimaginowanym) przeciwnikiem, lecz jako integrację, scalenie rozszczepionych sił.
Dlaczego uciekamy sami przed sobą i jako to zmienić?
Pozwalamy, aby kierował nami strach oraz boimy się stłumionego w sobie bólu, który od czasu do czasu próbuje wyjść na ekran naszej świadomości. Często jednak nie pozwalamy mu na to, wybierają “zachowania ucieczkowe”. Nie pozwalamy sobie czuć własnych emocji, być w tej chwili, być sobą. Wolimy jeść słodycze, masturbować się, oglądać telewizję, surfować w internecie, pracować. Robić cokolwiek, byle tylko nie zagłębiać się w siebie.
A przecież odtrącone uczucia nie znikają, pozostają i grzęzną w nas. Ponadto nikt nie chce być odrzucony, nasze uczucia również chcą być przyjęte. (Przypominają się cytaty z książki “Rak nie jest chorobą” Andreasa Moritza:
- “Komórki rakowe są normalnymi komórkami, które zostały odrzucone przez to, co uważają za dom rodzinny. Pozbawione zostają właściwego odżywienia i wsparcia.” oraz
- “Nikt nie chce być atakowany; to samo dotyczy komórek naszego ciała.”)
W momencie kiedy walczysz, wzmacniasz to, z czym walczysz, podkreśla Ewa Filipkowska. Zaś kiedy po prostu skierujemy uwagę na miejsce, które boli, wtedy przyczyny bólu zostają uświadomione i zintegrowane. Następuje transformacja, której skutkiem jest więcej miłości. (Andreas Moritz pisze wręcz tak: “Kto odkryje cel i znaczenie pojawienia się raka, znajdzie także sposób na uzdrowienie.”).
Metodą na zmianę, której pragniemy nie jest więc walka ani odrzucenie. Nie walczymy przecież z usychającymi liśćmi, ani nie wymieniamy ich na nowe (jesteśmy organizmami żywymi, nie maszynami). Zamiast tego podlewamy korzenie rośliny. Wtedy liście w naturalny sposób przestają usychać.
Ewa Filipkowska radzi, aby zamiast odrzucania i wypierania przyjąć postawę jak najgłebszej akceptacji i serdeczności. Poleca podlewać – niczym kwiat, którego rozwoju pragniemy – świadomie wybrane przez nas nowe uczucia, naszą nową wizję. Wtedy z dualizmu dobra i zła
ZŁO: ja, lęk, oskarżanie, wrogość, uraza, narzekanie, zazdrość, smutek, siła, zdenerwowanie, egoizm, chłód emocjonalny, zorientowanie na przeszłość lub przyszłość, nietolerancja, zarozumiałość/duma, wojna, brak samoakceptacji, kombinowanie, pesymizm, robienie, wrogość, wycofanie, materializm.
DOBRO: my, zaufanie, zrozumienie, serdeczność, przebaczenie, wdzięczność, brak zazdrości, radość, moc, spokój, altruizm, współoodczuwanie, bycie w Tu i Teraz, tolerancja, autentyczność, pokój, samoakceptacja, prostota, optymizm, bycie, sympatia, otwartość, bezinteresowność.
powstaje MIŁOŚĆ, JEDNOŚĆ, HARMONIA.
Zazwyczaj jesteśmy uczeni tego, co przynosi komuś zysk
Nikomu nie opłaca się zachęcanie nas do rozwijania własnej woli, wzmacniania naszej samodzielności. Chociaż mamy swoje nogi, to jesteśmy zachęcani do stałego korzystania z kul, ponieważ w ten sposób można zrobić większy biznes. Dlatego tak prężnie rozwija się m.in. biznes farmaceutyczny, skoncentrowany na zaleczaniu objawów chorób, a nie na usuwaniu ich przyczyn (o czym szczegółowo pisze Andreas Moritz w książce “Rak nie jest chorobą”, a wspominał również w swoim monologu Aleksander Berdychowski).
Niestety, wychowani w świecie, w którym usuwa się objawy schorzeń, a nie ich przyczyny, możemy nie zdawać sobie sprawy, że istnieją inne rozwiązania. Po prostu nie czujemy więzienia, w którym się rodzimy (dotyczy to nie tylko zdrowia i medycyny, lecz wszelkich sfer naszego życia).
Czy musimy myśleć pozytywnie?
A może lepiej obserwować swoje myśli i uczucia i doświadczać ich? Może z czystej świadomości i uważności w naturalny sposób rodzi się miłość, a my, eksploatując swój umysł jak elektrownię robimy to ze strachu i niewiary, że miłość rodzi się w sposób naturalny?
Pisali i mówili o tym zarówno tacy duchowi nauczyciele jak Osho (Pozwól swemu sercu na zmienianie barwy twej niedoli), czy Joel S. Goldsmith (Zaprzestań eksploatować umysł) oraz wielu innych. Również Andreas Moritz w “Rak nie jest chorobą” pisze cenne słowa, nad znaczeniem których warto się głębiej zastanowić:
“Pogoń za zdrowiem ukazuje już istniejący brak równowagi na wszystkich poziomach naszego ciała, umysłu i ducha. Prawdziwie zdrowa i zrównoważona osoba nie musi starać się być taką, jaką jest, nawet o tym nie myśli. Ten, kto stara się być zdrowym, podejmuje duży wysiłek, który bardziej przeszkadza, niż pomaga w osiągnięciu zdrowia; wręcz uniemożliwia odzyskanie równowagi.”
Miłość – największe i darmowe lekarstwo
Często łatwiej nam kupić drogi prezent lub robić inne mechaniczne rzeczy dla kogoś. Jeden z bardziej znanych na zachodzie nauczycieli buddyzmu pisał:
Nawet jeśli wydasz mnóstwo pieniędzy na prezenty dla całej rodziny, nic, co byś mógł im kupić, nie da im tak wiele prawdziwego szczęścia, jak twój dar uwagi, oddechu i uśmiechu – a te cenne dary nic nie kosztują. (Thich Nhat Hanh, z książki: Słońce moim sercem)
Przy czym nie są to czcze mistyczne lub etyczne rady o czym świadczy choćby wspominiany przez Ewę Filipkowską eksperyment naukowy. Króliki karmiono “toksyczną” dietą, powodującą chorobę wieńcową. Jedna grupa zwierząt wykazywała jednak o 60% mniej objawów chorobowych. Nic w ich fizjologii nie tłumaczyło tej różnicy. Dopiero przypadkiem wyszło na jaw, że student karmiący te króliki lubił się z nimi bawić, często je przytulał. Dzięki temu króliki lepiej radziły sobie ze znoszeniem skutków toksycznej diety. Wyniki powtórzonego eksperymentu potwierdziły przypadkową obserwację.
Nasuwa się przy okazji pytanie: skoro serdeczność opiekuna królików wzmacniała ich organizmy, zmniejszając skutki złej diety, to co by się stało z dobroczynnym wpływem miłości, gdyby króliki miały korzystną dla siebie dietę?
Odnosząc przykład do ludzi: jeśli się kochają i źle odżywiają, to mają większe szanse na zdrowie, niż gdyby się źle odżywiali, ale nie kochali (jak również niż gdyby się dobrze odżywiali, ale nie kochali). Jednak co wtedy, gdy się kochają i dobrze odżywiają? Czyż nie logicznym wydaje się, że siła miłości zostanie wtedy użyta nie do minimalizacji skutków złej diety, lecz do kreacji, tworzenia szczęśliwszego i bogatszego życia? (To pytanie dla tych, którzy lekceważą sposób odżywiania, tłumacząc sobie, że mają tak silne geny lub tak są rozwinięci duchowo, że jedzenie im nie przeszkodzi w niczym).
Więcej ufności
Ewa Filipkowska mówi: “Nie mamy zaufania do tego, że z natury jesteśmy dobrzy i piękni, gdyby nie kształtowano nas od urodzenia”. Podobny brak ufności do własnego ciała ukazuje nam Andreas Moritz:. “Powinniśmy je szanować bardziej niż do tej pory i musimy mu zaufać – ono doskonale wie, jak troszczyć się o swój własny interes.” (z książki “Rak nie jest chorobą”)
Pod koniec wykładu Ewa Filipkowska przywołuje piękne cytaty:
- “Zawsze chciałem zostać kimś, zanim uświadomiłem sobie, że ten ktoś, to ja.”
“Światło nie znajduje się na końcu tunelu, ono jest tam, gdzie jesteś ty.”
Zaś ciekawa grafika pokazująca jak się ma to “Co o sobie myślimy” do tego “Kim jesteśmy” aż się prosi o odwołanie do książki “Rak nie jest chorobą”, w której Andreas Moritz próbuje ukazać jak się ma to, co myślimy o raku do tego, czym on naprawdę jest.
Zarówno Ewa Filipkowska, jak i Andreas Moritz zachęcają nas: im szybciej podejdziemy z otwartymi ramionami do spraw, które są w nas nieuzdrowione, tym szybciej będziemy mogli zrealizować swój potencjał i żyć w radości.
“Wyskakujmy z ciepłego gniazdka naszej wygody, z naszych ograniczeń – kończy wykład Ewa. – Poza “strefą naszego komfortu” dzieje się magia.”
A próbą wyrwania z tej “strefy komfortu” jest dla niektórych choroba nowotworowa, o czym świadczy nie tylko Andreas Moritz, ale również przykład Anity Moorjani, opisany w jej książce “Umrzeć, by stać się sobą”.
Sprawdź, co Ewa Filipkowska sądzi o książce „Rak nie jest chorobą” Andreasa Moritza.