Lekarze z ogromnym zdziwieniem stwierdzili, że zranione oko przez noc samo się zregenerowało
Linda J. ogromnie interesowała się techniką psychotronicznego leczenia. Chodziła na wykłady z parapsychologii na uniwersytecie Georgia State. Zapoznała z tym problemem wielu swoich przyjaciół, a także przyjaciół tych przyjaciół.
Jedynie siostra jej, Judy oraz szwagier, mieszkający zresztą w odległości 1000 km od Georgii, ostro krytykowali wiarę Lindy w „takie głupoty”.
Ale zdarzyło się, że Judy bardzo niebezpiecznie zraniła oko ostrym drutem i lekarze uważali je w 95% za stracone. Szwagier zawiadomił Lindę o wypadku telefonicznie i jak to w obliczu niebezpieczeństwa bywa, niepomny na niedawną jeszcze zjadliwą krytykę, błagał o pomoc Lindę, a przez nią i mnie.
Niezwłocznie obie przystąpiłyśmy do psychotronicznego leczenia.
Uzgodniłyśmy między sobą, że do 10-tej godziny następnego dnia, kiedy lekarze zdecydują, czy da się uniknąć operacji, prześlemy do Judy cudowne siły lecznicze aż cztery razy.
W południe nadeszła radosna wiadomość: nie ma potrzeby operacji.
Telefonował Bob, powiedział, że lekarze z ogromnym zdziwieniem stwierdzili, że zranione oko przez noc samo się zregenerowało. W tej sytuacji będą konieczne szkła korekcyjne.
Linda wiedziała, że Judy nie znosiła okularów i chcąc oszczędzić jej tej przykrości, zwróciła się do mnie z ponowną prośbą, a mianowicie, bym razem z nią, za pośrednictwem psychotronicznego leczenia, uratowała Judy od noszenia szkieł.
Oczywiście zgodziłam się.
Po tygodniu, bo wtedy właśnie Judy miała być na badaniu kontrolnym, miałam znowu telefon. Głos Lindy drgał radością:
– Siostra nie potrzebuje nosić okularów, lekarz orzekł, że oko jest w 100% zdrowe.
Przypisywał tę poprawę noszeniu szkieł korekcyjnych. Wtedy Judy wyjęła z torebki niezrealizowaną receptę na okulary. Osłupienia lekarza nie da się wyrazić słowami.
Judy i jej mąż popadli w tym przypadku w drugą skrajność. Zawsze twierdzę, że leczenie psychotroniczne powinno iść równolegle z leczeniem medycznym, a nie zamiast niego. Tym niemniej byłam bardzo szczęśliwa razem z nimi.
Myślę, że ta historia oraz inne przedstawione choćby na tej stronie pokazują, że odpowiedniejszym słowem od „powinno” jest „może”…
Zamiast szeregu przeszczepów czekały go dwa zabiegi, a może nawet jeden
Bob C. miał 15 lat. Uległ katastrofie samochodowej i wyniósł z niej rozległe rany: poparzenia drugiego i trzeciego stopnia. W pierwszych kilku tygodniach cierpienia młodego człowieka łagodzono narkotykami, lecz nadszedł czas, kiedy to narkotyki odstawiono z obawy przed nałogiem.
Rany, dalekie jeszcze od wygojenia, przysparzały pacjentowi wiele bólu, toteż jego pokój wypełniały jęki i błagania o pomoc. Po pomoc do mnie zgłosiła się matka Boba.
Obydwoje rodzice natychmiast przystąpili do stosowania techniki psychotronicznego leczenia. W godzinę później Bob popadł w spokojny sen, pierwszy od czterech dni. Zaczęły też wyraźnie ustępować bóle i chory szybko powracał do zdrowia.
Jeszcze przed zastosowaniem psychotronicznego leczenia ustalono na konsylium lekarskim, że konieczne będą rozległe przeszczepy skórne; a to pociągnie za sobą szereg operacji. Pani C. z radością zawiadomiła mnie, że Boba ostatecznie czekają tylko dwie, a może tylko jedna operacja.
Usunęła guza leczeniem psychotronicznym zamiast operacją
Jean L. zgłosiła się do mnie ogromnie przybita psychicznie. właśnie stwierdzono u niej guz piersi, który, chociaż łagodny, musiał być w najbliższej przyszłości operacyjnie usunięty.
Operacja oznaczała dłuższy pobyt w szpitalu, Jean miała troje małych dzieci (2, 4 i 6 lat), a mąż był w ciągłych służbowych wyjazdach.
Dałam jej wypisaną na kartce technikę „punkt po punkcie”, wytłumaczywszy przedtem, na czym polega leczenie psychotroniczne i jak zwykle prosiłam o wiadomości.
Po trzech dniach miałam telefon:
– Wróciłam właśnie z kontrolnego prześwietlenia. Guz zniknął. Jestem ogromnie szczęśliwa.
Jean i jej mąż Martin pozostawali ze mną w kontakcie. Nie tylko sami ćwiczyli trzy razy dziennie, lecz nauczyli tego najstarsze dziecko.
– Gdy trochę podrosną mniejsze dzieci, i one dołączą do tych rodzinnych ćwiczeń – twierdzili z zapałem.
Wszystkie te choroby zostały wyleczone przy pomocy tej samej techniki psychotronicznego leczenia. Posiada ona swoje niezmienne zasady, ujęte w punkty i podpunkty, a różnice w poszczególnych wypadkach chorobowych dotyczą tylko poszczególnych słów i terminów.
Leczenie psychotroniczne polega na odwołaniu się do swego Wyższego Ja, do potęgi własnej Nadświadomości, na przedstawieniu swego pragnienia oraz na utrwaleniu ich przez umysłowe przeżywanie scenek radości, szczęścia z odzyskanego zdrowia, gratulacji najbliższych i scenki w gabinecie lekarza, który ze zdziwieniem, ale i z radością stwierdza absolutne wyleczenie z choroby.
Proste, łatwe, a tak bardzo nam potrzebne!
Przywykłszy w wyobraźni do własnej tryskającej zdrowiem i radością sylwetki, dużo łatwiej będzie w nią uwierzyć na jawie.
fragment: Leczenie metodą psychotroniczną
Opracowanie: wg Evelyn M. Monahan